Piszę świadectwo, choć wcale nie miałem tego w planach. A to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, iż wszelkie planowanie nie ma najmniejszego sensu, bo przecież sam Jezus mówi nam: „Nie troszczcie się zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dość ma dzień swej biedy” (Mt 6, 34).
Także na tegorocznym Mariańskim Spotkaniu Młodych mogliśmy się o tym przekonać słuchając dwóch, jakże pięknych, świadectw. Na pewno nie bez przyczyny dopiero teraz, w ponad tydzień po Mariankach, ja piszę swoje własne świadectwo.
Ważnym wydarzeniem na tych Mariankach, poza świadectwami, była dla mnie Eucharystia pod przewodnictwem wiceprowincjała Eugeniusza Zarzecznego MIC, który podczas homilii mówił o świadomości tego, że Bóg mnie chciał, chciał, żebym był tu i teraz, i tak samo chciał każdego z nas. Ta świadomość pomaga w okazywaniu miłosierdzia bliźnim, nawet w najtrudniejszych chwilach…
Marianki uświadomiły mi jeszcze jedną, bardzo ważną, rzecz, a właściwie to uświadomił mi to ksiądz Mateusz (bo to chyba on o tym mówił) w czasie katechezy. Mianowicie chodzi o świadomość krzyża, krzyża, którym jest zwątpienie, krzyża, którego często nie potrafimy nazywać krzyżem. Ja, przed Mariankami, także nie potrafiłem patrzeć na chwile zwątpienia, jako na krzyż, który muszę udźwignąć. Kiedyś, w chwilach zwątpienia, pełen obaw zastanawiałem się czy może kiedyś, gdy zwątpienie będzie wyjątkowo wielkie, czy wtedy się nie poddam, czy nie stracę wiary?… Teraz już znam odpowiedzi na te pytania, bo chcę dźwigać ten krzyż, chcę walczyć ze zwątpieniem i wierzę, że dzięki Łasce, dzięki Duchowi Świętemu wyjdę z tej walki zwycięsko, że to Jezus Chrystus zwycięży we mnie.
Kolejnym bardzo ważnym elementem tegorocznych Marianek był dla mnie Sakrament Pojednania. Po wspólnym Rachunku Sumienia postanowiłem wyspowiadać się u wcześniej wspomnianego księdza Mateusza. Posiedziałem więc jeszcze trochę pod mariankowym namiotem, pomodliłem się, porozważałem nad własnymi grzechami i poszedłem do Spowiedzi, do księdza… Krzysztofa Ziaji. I wcale nie dlatego, że kapłan ten uczył mnie religii w pierwszej klasie liceum. Tak po prostu miało być i było to dla mnie głębokie doświadczenie.
Wszystkie te wydarzenia, całe Marianki 2008, utwierdziły mnie w przekonaniu, iż chcę, żeby Jezus Chrystus był moim Panem, żeby był moim Nauczycielem i Mistrzem, żeby to On pokazywał mi to, co jest dobre, żeby pokazywał mi właściwą drogę i pomagał nią dążyć; żeby pokazywał mi to, co jest złe i pomagał to odrzucić, bo sam nie jestem w stanie tego zrobić. Sam nie mogę nic zrobić dobrze i chcę, żeby to Jezus Chrystus podejmował za mnie wszelkie decyzje w moim życiu – te małe, ale i te najważniejsze – aby wszystko było zgodne z Jego wolą, gdyż tylko wtedy będę mógł żyć w pełni, gdyż jak powiedział Jan Chrzciciel: „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,30).
Chcę żyć tak, żeby móc powtórzyć za św. Pawłem apostołem: „Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus” (Gal.2,20).
Poza tym całe Marianki były wspaniałe i bałem się, żeby nie było tak, jak mówił któryś z księży podczas katechezy, że powrócę do szarej codzienności, a czar Marianek pryśnie, że znowu wszystko będzie tak, jak przedtem. Nawet tuż po Mariankach czułem, że niewiele z nich wyniosłem, ale teraz widzę, że jest inaczej, że Marianki przynoszą owoce, za co dziękuję Panu – chwała Mu! To dlatego dopiero teraz miałem napisać to świadectwo…